środa, 30 grudnia 2020

Chyba bez tytułu

Dziwny był ten rok. Trudny. Ciekawy. Przerażający. Znaczący.

Śmierć teścia.

Krótko potem zaczęła się jazda z nowym wirusem.

Lockdown.

Decyzja o zmianie w moim życiu.

Sprawdzanie siebie w nowej sytuacji.

Martwienie się o syna. 

Potem nieoczekiwany przeze mnie zwrot.

Potem kolejny nieoczekiwany i nieplanowany zwrot.

Wróciłam.

Potem wakacje, krótki wyjazd i namiastka normalnego lata (tylko namiastka bo jednak wirus w tle).

A teraz żyjemy. Mamy to szczęście, że nie straciliśmy pracy, że nikt z nas nie zachorował póki co, że żyjemy w miarę normalnie. Tylko ostrożniej. Z niepokojem patrzę na syna, który w wieku, w którym powinien być z rówieśnikami, siedzi zamknięty w pokoju z komputerem. Bo lekcje. A potem bo gra, z kumplami razem ale to tylko namiastka. Jakie będą skutki tej zdalnej nauki dla dzieci i młodzieży?

Tęsknię też bardzo za rodziną, tą w Anglii i tą z wyboru, tu w Polsce.

Nikt mnie nie przekona że przez Internet da się normalnie komunikować, rozmawiać. Można przesłać zdjęcia, filmiki, można nawet połączyć się na żywo ale to nie jest to. 

Ale to nie jest to samo, nie przytulisz, nie weźmiesz za rękę, nie posiedzisz przy kimś.

_________________________________________

A ostanie co się zdarzyło w tym roku, już w grudniu to kolejny Kot.

Półroczny, kolejny przygarnięty, słodki, cudny i kochany. Obecnie już trzeci tydzień leczony bo najpierw z ostrego kociego kataru a teraz jeszcze doleczamy oczy. 

Mogłabym długo pisać o nim ale będzie jeszcze okazja.

Pierwszy Kot go zaakceptował i to najważniejsze, bo gdyby nie, mielibyśmy naprawdę duży problem. Ale jakoś tak, oba są fajne, oba utalentowane interpersonalnie i po prostu, zsocjalizowane, fajne kociaki. 

A Wam życzę w Nowym Roku zdrowia. I pracy. Bezpieczeństwa. Miłości.

I powrotu do normalności.







sobota, 12 grudnia 2020

Ciemności norweskie i święta małorodzinne




 Ciemność zapada tak szybko że chwilami faktycznie czuję się jak prawie pod biegunem.

Dzisiaj obudziliśmy się około 10 a wstaliśmy po 11, tak było szaro i buro. Gdyby nie kot który koniecznie chciał znowu jeść i koniecznie wejść do pokoju, pewnie jeszcze bym się chowała przed światem pod kołdrą. 

Swoją drogą, zdrajca jeden. Widzicie taką scenę, jedna osoba biegnie, druga się cieszy i czeka aż ta pierwsza wpadnie w jej ramiona, zwolnione tempo, ta pierwsza omija ta druga i wpada w ramiona trzeciej a ta druga ma głupią minę. Więc ta pierwsza to kot, ta druga ja, a ta trzecia to mąż. 

Wpuściłam gada do pokoju i myślałam że może się do mnie choć połasi a on paskud biegusiem do łóżka, wskoczył do swojego Pańcia, żeby się mu do twarzy poprzytulać. Weź, przygarnij, powalcz z chłopem co to nie chce kota i poczekaj tak z rok. Będą Cię obaj mieli w nosie.

Potem popłakałam sobie z lekka, bo już mi się ta pandemia i niemożność spotkań z ludźmi tak dała we znaki, że JA PŁAKAŁAM. Z tęsknoty za tymi wszystkimi świętami, które były a właściwie za tymi osobami, których albo już nie ma, albo są ale nie ma opcji żeby się spotkać. Bo za daleko są, albo za daleko do sześcianu (Brat z Bratową o chłopcami, daleko bo już nawet poza UE, po Brexicie).

I tak mnie wzięło, że myślę sobie, o nie, walczymy. Umylam okno w dużym pokoju, posprzątałam porządnie nawet że ścieraniem kurzu na najwyższej szafie, zmieniłam firanki, pozapalałam świeczek i lampeczek.

Potem pojechaliśmy na spacer po mieście, pooglądać świąteczne dekoracje na ulicach. I naprawdę, ludzi mniej niż kiedyś, ale jednak pełno, choć większość zamaskowanych. 

Nie ma jarmarku świątecznego, ale ozdoby są, muzyczka jakaś świąteczna gra gdzieś z knajpek działających na wynos. Puste lokale z miłymi miejscami do siedzenia tylko kuszą, ale cóż. Chociaż świąteczne witryny w sklepach robią swoje.

Ciężki ten czas. 

Ale damy radę. Nie ma wyjścia.


sobota, 5 grudnia 2020

Listopadowo nie za fajnie

 A najbardziej mnie wkurzam ja sama.

Sama z sobą się kłócę generalnie cały czas. 

I wszystko mnie denerwuje. 

Poza moimi dziećmi bo co jak co ale tych dwoje to mi się udało wychować.

Nie będę wchodziła w szczegóły ale naprawdę to jest coś niesamowitego, urodzić, mieć potem wiele cudownych chwil ze słodkimi bobasami, przedszkolaczkami, potem coraz starszymi, po drodze te wszystkie karmienia, przewijania, zabawy w kąpieli, oglądanie żuczków, lepienie babek z piasku latem a bałwanków zimą, te kąpiele letnie, ciastka w cukierni, niezliczone kołysanki, szkolne przedstawienia, strach gdy dziecko pisze maturę, czekanie pod salą operacyjną gdy drugiemu usuwają trzeci migdał, niezliczone rozmowy, śmiech, płacz, całowanie stłuczonych kolanek, tysiące prań i wieszanych skarpetek, wspólne robienie ozdób choinkowych czy kurczaczków z plasteliny, laleczki, samochodziki, klocki LEGO, książki książki książki, pierwsze wspólne kino i ostatnie szczepienie.

Jednego dnia trzymasz syna i mieści się na dwóch dłoniach a już już już następnego on Cię łapie i podnosi :-)

Jednego dnia z córką rozmawiasz o misiach a następnego znajduje Twój stary zeszyt z notatkami z psychologii rozwojowej i porównuje ze swoimi notatkami.

Jednego dnia dajesz jej imię po pewnej Pani profesor a następnego jest Jej magistrantką 🙂

Życie zaskakuje 😀 i mimo tego że czasem daje popalić, jest piękne.


Żyję żyję 😀

 Trochę mnie nie było gdyż walczyłam dzielnie. Poszłam do lekarza, kazał wrócić na leki i już jest ok.  Kiedy sertralinka zaczyna działać w ...